Z roku na rok spada poziom prac magisterskich, niezależnie, czy są to studia dzienne czy zaoczne, uczelnia państwowa, czy też prywatna. Tym samym wniosek jest jeden – przyszli magistrowie nie mają pojęcia o tym, czego oczekują od nich profesorowie. Wielu studentów ma bardzo dobre oceny, zalicza bez problemu testy, kolokwia i egzaminy, jednak nie rozumie głównej idei studiów drugiego stopnia i tego, że kluczowe jest zgłębianie i rozwijanie nauki, a nie praca odtwórcza polegająca na przepisywaniu wielu książek, artykułów i wpisów z Internetu.

 

Studenci marketingu, który jest powszechnie uważany za jeden z prostszych kierunków studiów, nagminnie zaniżają poziom uczelni poprzez pisanie bardzo słabych prac licencjackich i magisterskich. Zamiast realizować sumiennie badania marketingowe, korzystają z gotowych statystyk, które często są nieaktualne lub też zawarte w nich dane nie mają odniesienia do tematu pracy. Okazuje się, że znaczna część prac stanowi tylko opis teoretyczny badanego zagadnienia, a badania ilościowe i jakościowe realizowane są dopiero podczas pracy doktorskiej, czyli na studiach trzeciego stopnia. Jaki zatem pożytek ma polska nauka z grubych tomów prac magisterskich – poza tym, że zalegają i kurzą się w uniwersyteckich bibliotekach? I czy ktoś zmieni ten trend?